„Trudno zrozumieć śląskość bez europejskości i europejskość bez śląskości. (…) Trudno pojąć Europę bez Śląska i na odwrót.”
"Przejawem śląskości jest bycie Ślązakiem; to jest absolutny i konieczny fenomen pojęcia śląskości; zgoda na bycie częścią tego wycinka wszechświata, czyli universum, czegoś, co niełatwo daje się objąć myślą, a tym bardziej pisaniem.”
„O Śląsku mówiono: «ein Land des Tuns» - «kraj czynu».”
(Zbigniew Kadłubek, "Traktem literackim")
„(…) historia
Śląska realizuje doświadczenia europejskie: wieloetniczność, otwartość na to,
co inne, powszechność urbanizacyjnych i industrialnych procesów, włączenie w
rytm doświadczeń politycznych znamiennych dla Europy.”
„Czy (…)
zewnętrzność nie jest jakimś (choćby chwilowym) kluczem do śląskości? Wskazują
na taki stan rzeczy oczywiste ślady doświadczeń: pielęgnowanie podziału na to,
co prywatne, i na to, co publiczne; przywiązanie do domu – twierdzy; niechęć do
prezentacji siebie; niemożność jednoczesnej identyfikacji siebie i innych;
nieufność do lansowanych projektów społecznych; dystans zachowywany w stosunku
do tego, co oficjalne. Tkwi za tym przeświadczenie o niemocy wyrażenia,
poznania, oswojenia siebie i innych. To wiedza o braku możności prostej
komunikacji. Zewnętrzność na to naprowadza.”
(Aleksandra Kunce, "O śląskim oknie pamięci")
„Nie trzeba na
Śląsku tłumaczyć, czym jest spotkanie, bo Śląsk jest spotkaniem. Jest krajem, w
którym spotkanie stało się zasadą istnienia.”
„Urodziłem się. Tu.
Górny Śląsk. Co to jest Śląsk i kto to są dzisiaj Ślązacy? Czy Górny Śląsk jest
nieczytelną mozaiką etniczną, geograficzną nieokreślonością, od wieków
niemożliwą do zdefiniowania sferą kultury na pograniczu świata germańskiego i słowiańskiego?
(…)
Chciałbym myśleć o Śląsku jako o całości.”
Chciałbym myśleć o Śląsku jako o całości.”
„Czym zatem jest Śląsk? Pomyślmy o ziemi. Wbrew deklaracjom i
dysertacjom gmatwającym w niedorzecznych „izmach” i „ościach”, odpowiedź nie
jest trudna. Śląsk – kraj na akty i pakty zdany jak żaden inny – jest wyrazisty,
czytelny. Śląsk to kraj nad Odrą. Kraj graniczący od zachodu z Górnymi Łużycami
(Oberlausitz, na południu graniczna rzeka Queiss, czyli Kwiza), od północy
graniczący z Wielkopolską, czy w ogóle z Polską, od południa – z Czechami, z
Morawami – od południowego wschodu. Zamknięty Sudetami i Beskidami. Kraj od
łużyckiego Budziszyna/Bautzen i już śląskiego Görlitz/Zgorzelca po
morawsko-śląską Ostrawę i austriacko-śląską Opawę (oraz rzekę Opawkę). Kraj
rozciągający się jeszcze dzisiaj - w swej geograficznej naturze – na terytoriach
trzech państw: Rzeczpospolitej Polskiej, Republiki Czeskiej, Republiki
Federalnej Niemiec. (Pomijam ten niewielki skrawek, który sięga terytorium
Republiki Słowackiej). Spory to kraj – ten Śląsk geograficzny. Kraj położony w
samym środku Środkowej Europy.
A ludzie? Na pytanie: „Kto to są Ślązacy?”,
odpowiedź jest jeszcze prostsza. Ale tutaj jawi się jeszcze więcej zamąceń,
wtrąceń, posądzeń, więcej bojaźni z wyobraźni, baśni i waśni. Ślązacy to
ludzie, którzy żyją lub żyli na Śląsku i uważają lub uważali, że są Ślązakami.
Przede wszystkim są Ślązakami.
Ślązakami/Slezakami są ci, którzy
się za takich uważają, a mieszkają na przykład w Haju „ve Slezsku” niedaleko
Opawy. Ślązakami są ci, którzy mieszkają w Bazylei, Würzburgu, Dortmundzie,
Fuldzie, a ze Śląska – zarówno z Dolnego, jak i Górnego Śląska – zostali wypędzeni
lub wyproszeni po II wojnie światowej – i także później – i mówią: „Wir fühlen
uns als Schlesier”. Ślązakami mogą być też ci, którzy zostali wypędzeni ze
Lwowa i wpędzeni do Wrocławia – i mówią: „Kochamy to miasto, bo to
najpiękniejsze miasto na świecie (po Lwowie, oczywiście) i chcemy mieć na
tramwajach dawny herb Śląska”. Ślązakami są też ci, którzy mówią „Oppeln”
zamiast Opole, i mówią w Tarnowie Opolskim: „Wir sind Oberschlesier. Wir sind
hier daheim.” Ślązakami są także ci, którzy mówią w Czerwionce, Piekarach i w
niektórych dzielnicach Katowic: „My som Ślonzoki. Nic wjyncyj”.
Jak widać niekoniecznie trzeba tu
spostrzegać sprzeczność. Żeby uporządkować: mieszkańcy dzisiejszego Śląska to
mogą być Niemcy mieszkający na Śląsku (powiedzmy: Görlitz, ale także Gogolin),
Polacy mieszkający na Śląsku (powiedzmy: Bolesławiec, Oborniki Śląskie,
Gliwice), Czesi mieszkający na Śląsku (powiedzmy: Opawa), a także Ślązacy
mieszkający na Śląsku (ci mogą być wszędzie). Ale najbardziej niektórych
socjologów dziwi, że na Śląsku są Ślązacy. To istotnie zdumiewające, że tu są.
Jakkolwiek nikogo nie dziwi, że w Katalonii żyją Katalończycy, a nie Hiszpanie.
Są przeto tacy mieszkańcy Górnego
Śląska, a dokładniej województwa śląskiego i opolskiego, którzy przede
wszystkim deklarują swoją śląskość jako ważną świadomość wspólnotową lub
afirmację wspólnoty, jako tożsamość, stan ontologiczny. Przy czym wspólnotę tę rozumieją
tak, jak Arystoteles: Wspólnota to ci, którzy mają jakąś rzecz wspólną. Ta
śląskość jako wspólnota mentalna, duchowa nie przeszkadza być Ślązakom dobrymi,
to znaczy lojalnymi, obywatelami Rzeczpospolitej Polskiej, choć Rzeczpospolitej
Polskiej nie zależy na takich, to jest lojalnych obywatelach, jak się wydaje. Ślązak
zawsze jest lojalny wobec państwa, które aktualnie zawitało na Śląsk, bo
państwo ma dla niego wartość jako pewien porządek, co niekoniecznie odzwierciedla
na przykład polski etos państwowy.”
„Nie mogę w tej
chwili, gdy myślę o śląskiej tożsamości jako drodze, nie zadać kilku pytań:
Kiedy okrzepnie organizm Śląska tak mocno, żeby nie potrzebować już historii?
Kiedy Ślązacy, właściwie Górnoślązacy, pomyślą Górny Śląsk jako swoją tożsamość
bez obaw, bez lęku? Taka tożsamość Górnego Śląska, tożsamość poza historią –
będzie niewinnością i ułaskawieniem tego znękanego kraju.”
„Górnoślązacy są jakby plemiennie, nie z wyboru, egzystencjalistami. Interesuje ich życie i interpretacja życia jako życia. Mówiąc prościej: ta śląska hermeneutyka dąży do rozumienia życia z niego samego. Nie z tego, co się wie, ale z tego, co się robi. Wystarczy powiedzieć, że nieufność wobec logosu nie jest bynajmniej oznaką prostactwa czy też skutkiem ubocznym ołowicy (jak mniemają szwedzcy ekologowie, którzy badali glebę w Chorzowie). To raczej cecha małych wspólnot o silnie rozbudzonej aktywności ducha pożądającego niezniszczalnego świata.”
„Górnoślązacy są jakby plemiennie, nie z wyboru, egzystencjalistami. Interesuje ich życie i interpretacja życia jako życia. Mówiąc prościej: ta śląska hermeneutyka dąży do rozumienia życia z niego samego. Nie z tego, co się wie, ale z tego, co się robi. Wystarczy powiedzieć, że nieufność wobec logosu nie jest bynajmniej oznaką prostactwa czy też skutkiem ubocznym ołowicy (jak mniemają szwedzcy ekologowie, którzy badali glebę w Chorzowie). To raczej cecha małych wspólnot o silnie rozbudzonej aktywności ducha pożądającego niezniszczalnego świata.”
„To, co rodzi
czasem konflikty między Ślązakami, a przybyszami na Śląsk, to fakt, iż
przybysze zazwyczaj mają niezmierne roszczenia: należy im się to i tamto, bo
pochodzą z dobrych rodzin, kiedyś bogatych, teraz podupadłych (przy czym teraz
oznacza jakieś ostatnie trzysta lat). Nie zużywające się pożądanie bycia u
Ślązaków nie ma pretensji do wielkopańskości, bo wielkopańskością jest już samo
życie.”
(Zbigniew Kadłubek, "Spotkanie z tożsamością")
„Zawodzi wszystko w
odniesieniu do Śląska. Każda wiedza… Ale prawdą jest też, że i wszystko
pozostaje.”
(Aleksandra Kunce, "Puzzle gliwickie")
2. Zbigniew Kadłubek "Listy z Rzymu":
„Suchend und fragend
in Bewegung – ida daleko Cie szukać w tym pisaniu, z pytaniami, szukając po
cimoku (Śwjynty Bonawentura, kery tak cynił droga i caligo, czyli ćmok, na co Angliki godajom darkness, pochwoliłby mje!) Ida bez-toż w daleke strony. Daleke
strony to tyż som moje strony. Pisza w dziwacznym jynzyku, kerego som niy znom
i kery ni mo żodnych reguł. Kaś żech stracił gramatyka wszystkich jynzyków: mojom
gramatykom je droga. I wandrowanie. Moja tynsknota tyż ni mo żodnych reguł.”
"Jak nojmyni siedzynio, niy wjerzić żodnej myśli -
godoł keryś filozof. I tak tyż zrobja. Póda. A ty zy mnom. Żeby jedynom wjedzom
naszom była droga. Wjedza o tym, że sie idzie drogom, że sie żyje. Bo niy chca,
żeby Rzym był bez życia. (...) Rzym to je życie. W żyłach te mjasto mo zamias
tyntna tyntynt koni ognistych. Żodno wjedza sie tu niy przido."
„Ni ma wjynkszyj przeciwniczki niewinności i łaski od
matematyki. Romano Guardini, tyolog mondry i pokorny, pisoł o tym ganc ofyn: „Jak
by się dało sprowadzić wszysko do matymatycznych, bjologicznych i
psychologicznych konieczności (...), wszysko mjałoby cechy przimusu i mogłoby
być zawsze w bardzi abo myni skomplikowany sposob obliczone i przewidziane. Taki
śwjat rychtych niy znołby pojyncia łaski”. Guardini wjedzioł, jakim
niybezpjecznym narzyndziym je matymatyka. Bo łaska je niyobliczalno. Bo Bog je
niyobliczalny.”
„Niy je dobrze być Ślonzokym. Ale jak sie już je Ślonzokym,
to czy idzie być kim innym? Bycie Ślonzokym to je stan duszy, a niy żodne
obywatelstwo. Bez-toż my Ślonzoki niy bojymy sie upadku państw ani wojyn!”
„Ślonsk je mjejscym ślabym, niyobecnym, mjejscym blank na
krawyndzi, je ideom na wygnaniu. A Rzym przeciwnie: je ideom wcielonom. Jako
przeszczyń i jako wymjar. Ślonsk ni mo żodnyj wjedzy o sobje. Niy-świadomość
Ślonska to je ogromny tymat! Ślonsk je śwjatym niyuprzytomnionym, je czystom
niyświadomościom życio. Na Ślonsku nic sie już niy uobecnio, bo same Ślonzkoki
na Ślonsku som obecnościom niychcianom, obcom obecności. Samym Ślonzokom
brakuje w nojwjynkszym stopniu OBECNOŚCI.”
„Rzym budzi sie pomału. Jakby oszczyndzoł energjo na te
chwile połednia, kere zawsze tukej som bogactwym, pełniom, choć intymnościom w
przedziwny sposób tyż som. Rzym chce dugo zaczimać noc, ni mo litości dlo
kochankow. Owidjusz to dobrze wjedzioł.”
„W czasie som wyrwy i rany, dziury wjynksze od duklow u nos
w lesie. Ni ma żodnyj spokojnyj historyjki, żodnyj prostyj godki o sprawach
czasu. Wszysko w nim sie wadzi ze sobom. Wszysko w nim ściorane. Wszysko, co w
czasie, je w upadku. Jak to je, że ni mjoł tyj wjedzy cysorz Marek Aureliusz, a
mjoł jom moj dziadek Jorg?”
„Tera siedza w kawjarni w Galleria Borghese, pija kawa,
rozmyślom i podsłuchuja. Lubja tu być. Blisko, nojbliżyj cztyrysta lot tymu
namalowanego obrazu Caravaggia. Tego ze śwjyntym Hjeronimym w porpurowym mantlu
i czaszkom na stole. Niy musza tego obrazu widzieć. Styknie, że żech sam je.
Hjeronim w Osmyj Sali Galerji siedzi i dziwo sie w ksionżka, dziwo sie w jakoś
otchłań tyj ksionżki. Możno to je przepaś jynzyka bez słow, jynzyka
niy-do-przełożynio, arcyobco otchłań przekładu. Możno to je wszelko obcoś jtego
śwjata, kero ujrzoł nogle, w jakimś greckim abo hebrajskim zdaniu biblijnym.
Niy wjym. Ksionżko Hjeronima. Co tam stoło? Et Spiritus Dei ferebatum super
librum..."
„Ojczyzna. „Yno swojij ojczyzny mosz słuchać!” – pisoł inny
Wynger, Sándor Márai (Ksiynga
zioł). Ale, miło Oriano, jedyno prowda na tymat ojczyzny wypowjedzioł Elias
Canetti (chyba w Auto da fé): „Nojdoskonalszo
definicjo ojczyzny to je bibljotyka”. Tam je djalog pokolyń, ludow, narodow,
jynzykow; tam je kożdy ważny, u siebje. I kożdy je w bibljotece choby w doma.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz